Teatr Gałczyńskiego
Twórczość Gałczyńskiego, to przede wszystkim poezja. Poezja liryczna i satyryczna. Ale w bogatej spuściźnie poety pozostał też inny rodzaj jego twórczości - teatr. Teatr, a raczej, jak nazwali to jego wydawcy w pośmiertnym wydaniu roku 1958 "Próby teatralne". Ten teatr, mimo że mniej się o nim na ogół mówi i pisze, niż o twórczości poetyckiej,wywarł wielki wpływ na dzisiejsze utwory satyryczne, kabaretowe: niejeden na pozór całkiem nowatorski autor twórczość swą czerpie mniej lub więcej świadomie od Gałczyńskiego. I oto po raz pierwszy od dawna jesteśmy znowu świadkami, jak ten teatr Gałczyńskiego przedstawia się w zetknięciu ze sceną.
Widowisko "Noc cudów", mimo podtytułu "kabaret formistyczny", jest autentycznym teatrem. Adaptator Piotr Piaskowski, młody wychowanek klasy reżyserskiej PWST, wziął za podstawę widowiska sztukę Gałczyńskiego "Babcia i wnuczek czyli Noc cudów", którą sam autor nazwał "farsą w dwóch aktach z prologiem i intermedium". Tekst ten dopełnił obfitym wyborem z Teatrzyku "Zielona gęś", określonego przez Gałczyńskiego mianem "najmniejszego teatru świata". Odnajdujemy więc w tym widowisku "Córkę zegarmistrza", "Nieznany list Juliusza Słowackiego do Matki", "Noc lorda Hamiltona", "Zamyślonego kelnera", fragmenty z "Poezja drożeje", "Ciepły Maciej", "Nogarium" oraz "Pozytywnego górala" (przypominamy: na pytanie Zielonej Gęsi, czy góralowi nie żal odchodzić od stron ojczystych, pozytywny góral odpowiada "Szalenie", nie odchodzi i zostaje).
Te dwa zasadnicze składniki widowiska połączone zostały jeszcze z wyjątkami poezji lirycznej Gałczyńskiego. Było ich jednak niewiele, nawet może zbyt mało: dominowały motywy groteskowe. Największe osiągnięcie tego niezwykłego spektaklu? Chyba to, że zarówno wybór, jak trafne zestawienie najrozmaitszych utworów składają się na całość, która w pełnym znaczeniu tego słowa jest prawdziwym obrazem twórczości Gałczyńskiego. To jest Gałczyński z jego dowcipem, finezją, zaskakiwaniem słuchacza urokiem niespodzianek i prostotą tak bardzo przecież wynalazczych pomysłów.
W widowisku, mimo że składającym się z tak licznych oddzielnych miniaturowych sztuk, brało udział niewielu aktorów, większość z nich występowała w paru różnych rolach. Grali z dużym zrozumieniem osobliwości tekstu. Przede wszystkim Danuta Szaflarska zabawna, urocza, do najwyższego stopnia groteskowa Babcia Lorelei, co chwila zaskakiwała nowym aktorskim pomysłem. Wnuczka jej, Zbyszka, trzymanego nie tyle żelazną ręką, co skórzanym pejczem Babci grał ze swobodą Wojciech Duryasz. Ryszard Pietruski bardzo śmiesznie przemieniał sią zarówno w Jerzego, jak w Adamusa, a Maciej Damięcki był na przemian przezabawnym Ignacym i sprzedawcą Rączką. Janina Traczykówna była pełną rozmachu Katarzyną, Zbigniew Koczanowicz (Jako Elizejski) i Zygmunt Kęstowicz (Jako Płeć) wnosili na scenę wiele rzetelnego humoru. Spektakl rzucony był na tło, pięknie stworzone przez Jana Kosińskiego. Jednym ze znakomitych pomysłów było odzianie członków zespolą instrumentalnego w kostiumy z epoki Jana Sebastiana Bacha, z którym łączyły twórczość Gałczyńskiego tak mocne więzy.
Spektakl w sali Prób Teatru Dramatycznego to naprawdę piękny wieczór.